O sobie samym

Nazywam się Wojciech Elszyn. Uczę młodych pisarzy, jak oczarować czytelników umiejętnościami tworzenia dobrej literatury. A może lepiej będzie powiedzieć, że poszerzam wiedzę nauczycieli w obszarze pracy wychowawczej i metodycznej? Może bardziej trafnie będzie powiedzieć, że pracuję z dziećmi i młodzieżą nad poprawą ich pamięci i koncentracji uwagi…? Trudno stworzyć o sobie prostą informację, jeśli człowiek działa w kilku obszarach. Jak to możliwe, gdy doba ma tylko dwadzieścia cztery godziny? Nie jest łatwo, ale lata praktyki pozwoliły mi opanować organizację i logistykę wszystkich tych działań. A jak to się zaczęło? Jak to najczęściej bywa… przez przypadek.

W 1999 roku wylądowałem w jednym z najlepszych bydgoskich liceów – w klasie humanistycznej, choć nie to było moim ówczesnym marzeniem. Dziś wiem, że było to najlepsze, co mogło mnie spotkać. To tam narodziło się zainteresowanie, które dziś jest pasją i pomaga w realizowaniu się zawodowo, jako trener pisania. To tam zbudowane zostały podwaliny dla sposobu komunikowania się, jaki obecnie prowadzę – w życiu zawodowym i prywatnym. To tam zdobyłem solidne podstawy humanistyczne, które mogłem doskonalić na studiach filologicznych. Dziękować mogę za to na pewno mojej polonistce, której zaangażowanie wspominam do dziś, i nieco Gustawowi Herlingowi-Grudzińskiemu, który (tak przynajmniej podejrzewam) pozwolił mi zabłysnąć podczas egzaminów na studia (tak, to były jeszcze czasy powszechnych egzaminów, bo jestem typem z epoki przegimnazjalnej – rocznik orwellowski).

Studia filologiczne na toruńskim uniwersytecie to pięć niezwykłych lat, niezwykłych znajomości i niezwykłego rozwoju. Szukając odpowiedzi dla pytań, które zrodziły się jeszcze w liceum, podczas poznawania zagadnień z zakresu budowy utworu literackiego wciągnąłem się na poważnie w zajęcia z poetyki, a następnie, dosyć naturalną drogą, także teorii literatury. Ta ostatnia, mimo iż uznawana za dział literaturoznawstwa niezwykle trudny (tak przynajmniej twierdzi większość studentów, a potwierdza to ilość poprawek na egzaminach), stała się obszarem, który niesamowicie mnie zajmował i kierował w stronę poszerzania wiedzy, ciągłego doskonalenia. Mimo iż nie mogę o sobie powiedzieć, że byłem uczniem zawsze pilnym i systematycznym, to do tekstów teoretycznoliterackich po prostu mnie ciągnęło. Była w tym i nadal jest jakaś chemia. Ogromną w tym rolę z pewnością odegrało dwóch wybitnych, niezwykle inteligentnych naukowców, ludzi, dla których badania literackie są czymś więcej niż tylko pracą. To dr hab. Dariusz Brzostek, prof. UMK, oraz prof. Andrzej Stoff. Ten drugi był promotorem mojej pracy magisterskiej, przez dwa lata prowadzącym mnie zawiłymi ścieżkami literaturoznawstwa w Zakładzie Teorii Literatury UMK w Toruniu. Pierwszy z kolei recenzował moją pracę, a jeszcze przed tym wykładał przez dwa i pół roku materię z obszaru poetyki i teorii literatury. To dzięki nim udało mi się spojrzeć na literaturę inaczej, niż czyni to zwykły czytelnik. To oni pokazali mi, jak należy studiować utwory literackie, dostrzegać ich szkielet, analizować każdy element ich konstrukcji, a także interpretować i wartościować czytane teksty. To oni podsycali (może czasem nawet nieświadomie) ciekawość, zapał do wytężonego wysiłku, poszukiwania odpowiedzi na tematy z zakresu ontologii literatury, poetyki, języka, genologii czy filozofii i antropologii literatury.

A po obronie? Po magisterium? To już droga z górki. W momencie powstawania tego tekstu – to już jedenaście lat, odkąd opuściłem mury mojej Alma Mater. I co mogę powiedzieć o drodze, którą przez ten czas przeszedłem…

Dziesięć lat prowadzenia treningów pamięci i koncentracji uwagi dla dzieci, młodzieży, dorosłych, seniorów, firm, nauczycieli, rodziców. Stacjonarnie, online, grupowo, indywidualnie, w parach, a nawet w aulach mieszczących po kilkuset słuchaczy. Zajęcia komercyjne, „unijne”, w wolontariacie, w szkole, na koloniach i u ucznia w domu. Praca z uczniami uzdolnionymi i takimi, którzy wymagali specjalnej pomocy w rozwoju umiejętności uczenia się. Radość wraz z kursantami, gdy osiągali upragnione sukcesy szkolne i osobiste oraz smutek, gdy pomimo starań i ogromnej pracy było jeszcze za wcześnie na wymierne efekty. Tłumaczenia, że sukces nie zawsze przekłada się na oceny i że oceny nie zawsze są miarą sukcesu. Obserwowanie, jak dziecko się rozwija, gdy pracuje się z nim nie dwa czy trzy miesiące, ale już kolejne lata. Nauka literek i słuchanie, jak to samo dziecko kilka lat później płynnie czyta i rozumie czytane teksty. Co tu dużo mówić…  Po prostu przygoda. Kto pracuje z dziećmi, na pewno wie, co mam na myśli.

A poza tym? W toku pracy z dziećmi coraz więcej propozycji doskonalenia nauczycieli. Początkowo w obszarze mnemotechnik, następnie coraz częściej kwestii pedagogicznych i nowoczesnych technologii w nauczaniu – wszak edukacja też weszła w dwudziesty pierwszy wiek, a technologie te zawsze były mi bliskie. I tak, poza pracą z dziećmi, nagle stałem się też „panem od szkoleń dla nauczycieli”. Freelancerski charakter obu typów szkoleń i treningów okazał się nie tak trudny do połączenia.

Cały czas jednak gdzieś z tyłu głowy siedzieli Ingarden, Husserl, Sławiński, Głowiński i Kleiner, by wspomnieć tylko kilka nazwisk najwybitniejszych badaczy literatury. Pasja rozwijała się swoim torem, aż pewnego dnia postanowiła przybrać realną, wymierną, szkoleniową postać. Początkowo ograniczała się do prostych, kilkugodzinnych warsztatów stacjonarnych. Później godzin było coraz więcej, a materiał był coraz obszerniejszy. Pojawiły się propozycje z zewnątrz, pojawiły się artykuły na blogu, nagrania online, pojawiły się (choć może to jeszcze nieco wcześniej) pierwsze przymiarki do kursów e-learningowych, konsultacje pisarskie. Nauczaniem z wykorzystaniem technologii i sieci komputerowych zajmowałem się już wcześniej, rozwijając treningi pamięci i prowadząc szkolenia dla nauczycieli, narzędzia, zasady, sposób organizowania tego typu szkoleń był mi więc świetnie znany. Wystarczyło przełożyć wiedzę i umiejętności na realny produkt. Początkowe, niewielkie kursy e-learningowe na jednej z moich firmowych platform e-learningowych okazały się nie tylko cennym doświadczeniem w przygotowywaniu takich form doskonalenia, ale też wartościowym materiałem, który posłużył jako baza do stworzenia wyjątkowego kursu – kursu, z którego jestem naprawdę dumny, choć jako perfekcjoniście dużo mi trzeba, bym zaspokoił swoje ambicje. Roczny kurs pisarski, który realizowany jest w ramach serwisu warsztatpisarza.pl, to także pierwsze przedsięwzięcie, w którym na taką skalę działam w duecie. Jest nas dwoje – świetna pisarka i redaktorka Justyna Karolak i ja. Warsztatpisarza.pl to nasze wspólne szkoleniowe, literackie dziecko i z całą pewnością mogę powiedzieć, że włożyliśmy w nie tyle samo (czyli ogrom) pracy, energii i czasu.

I nagle okazało się, że jestem trenerem pisania, trenerem pamięci, szkoleniowcem pracującym z nauczycielami.

Krótko podsumowując dotychczasową działalność:

– kilkuset uczniów, z którymi prowadziłem treningi pamięci – liczba z pewnością byłaby większa, gdybym od kilku lat nie prowadził tylko treningów indywidualnych i nie pracował z kursantami po kilka lat,

– kilkanaście tysięcy uczniów, dla których organizowałem treningi pamięci – wszak nie zawsze moja praca polega na prowadzeniu treningu; czasem na jego zorganizowaniu i dbałości o prawidłową realizację,

– kilka tysięcy przeszkolonych nauczycieli (głównie z zakresu mnemotechnik, dyscypliny i ról zespołowych w klasie oraz wykorzystania narzędzi TIK w edukacji),

– kilka tysięcy godzin pracy szkoleniowej,

– kilkanaście grup na różnego rodzaju warsztatach pisarskich,

– kilka tysięcy godzin spędzone na tworzeniu i administrowaniu e-learningiem,

– kilka stworzonych samodzielnie platform e-learningowych,

– pięć pisarskich kursów online, w tym ten jeden wyjątkowy – Roczny kurs pisarski,

– kilkanaście godzin transmisji live, dotyczących warsztatu pisarskiego,

– pięć lat studiów polonistycznych,

– dziesięć lat samodzielnego poszerzania wiedzy teoretycznoliterackiej,

– dwa lata pracy nad Rocznym kursem pisarskim,

– sto procent dobrych lub bardzo dobrych ocen w obszarze wiedzy i przygotowania prowadzącego z ankiet poszkoleniowych,

– dziewięćdziesiąt trzy procent zadowolonych z wysokiej lub bardzo wysokiej przydatności przekazywanych na szkoleniach informacji i ćwiczonych umiejętności (podobnie jak wyżej, dane z ankiet),

– setki tysięcy przejechanych na szkolenia kilometrów

i

– ok. sto tysięcy odczytań moich opowiadań opublikowanych w sieci, z zachowaniem wysokich i bardzo wysokich ocen w zakresie języka, fabuły i stylu.

Tak mniej więcej wygląda mój dorobek szkoleniowy i nie tylko w liczbach. Czy to dużo? Oceń sam! Ja nie mam czasu, pewnie w tej chwili przygotowuję się do szkolenia lub warsztatów.